Bliźniacy
Brązowe, przeważnie zmierzwione włosy i zielone oczy. Długie, patykowate nogi, podobnie jak ręce. Odstające uszy i zadziornie zadarte nosy. Policzki usiane piegami. Zazwyczaj ten sam zestaw ubrań i takie sam zeszyty. Wspólne, piętrowe łóżko, dwa biurka, przy których układali klocki i odrabiali zadania domowe, chociaż jednemu z nich zawsze zajmowało to dużo więcej czasu. Olek i Felek. Bliźniacy. Dla nieznajomych byli nie do odróżnienia.
Byli bardzo podobni, niemal identyczni. Różniło ich tylko jedno, a różnice tę można była zauważyć dopiero wtedy, gdy zaczynali mówić. Olek często gadał jak najęty, potrafił barwnie opowiadać o tym, co przydarzyło mu się w ciągu dnia, o kolegach albo swoich sukcesach w grze Minecraft. Felek też świetnie radził się w świecie Minecraft’a i miał kolegów, z którymi wymyślali fantastyczne zabawy. Też lubił o tym opowiadać, ale niestety nie szło mu to tak gładko jak Olkowi. Gdy Felek zaczynał opowiadać, zdania jakoś nie bardzo mu się kleiły, czasami słowa umykały mu i nie chciały dać się złapać, a niektóre były tak trudne do wymówienia…
Chłopiec, widząc, że jest przez innych niezrozumiany, zniechęcał się i milczał, chociaż miał tak dużo do opowiedzenia. Trochę zazdrościł swojemu bratu. Ten zawsze potrafił rozbawić rodziców i kolegów z klasy swoimi dowcipami, szybko czytał szkolne lektury, równie błyskawicznie odrabiał codzienne zadani domowe, a potem miał czas na przyjemności. A Felek? Czasami spędzał całe popołudnia przy biurku, a gdy kończył, nie ma było już za wiele czasu na zabawę. W szkole często tracił przerwy, gdy nie udało mu się skończyć tego, z czym jego koledzy zdążyli uporać się przed dzwonkiem. Zazwyczaj pani pozwalała mu wyjść z sali, pomimo braku notatki czy zadania. Co z tego? I tak czuł się, jak jakaś niedorajda.
Felek czuł, że to niesprawiedliwe. Coraz częściej myślał, że nic nie wychodzi mu za dobrze i tak wiele rzeczy sprawia mu trudność. Coraz niechętnej przychodził do szkoły, bo pomimo tego, że jego pani była bardzo sympatyczna, zazwyczaj spotykały go tam niepowodzenia. Coraz częściej nachodziły go myśli, że jest głupi i nie nadaje się do szkoły.
Pewnego dnia pani zapowiedziała, że za dwa tygodnie w szkole odbędzie się dzień sportu. Cała klasa była podekscytowana. Przez cały czas wszyscy, zarówno dziewczyny, jak i chłopcy, wszyscy, mówili tylko o tym. Pani przekazała, im w jakich kategoriach będzie można wystartować. Były tam skoki w dal, rzut piłką lekarską, skoki przez kozła, tory przeszkód i biegi na dłuższe i krótsze dystanse. Koledzy Felka dyskutowali, na co się zdecydować, w czym się sprawdzę i co będzie fajniejsze. Felek wahał się czy w ogóle brać udział, czy może tylko kibicować bratu i pozostałym kolegom. Ostatecznie, choć bez przekonania, postanowił wziąć udział w biegu na 100 metrów. Gdy miał trochę wolnego czasu, często urządzał sobie biegi na podwórku koło domu. Start był obok trzepaka, a meta przy trampolinie.
Nazajutrz był dzień sportu. Tego popołudnia Felek miał wyjątkowo dużo zadań, do przeczytania były dwa teksty z podręcznika i kilka zadań z pytaniami do czytanek. Za oknem świeciło słońce, był piękny majowy dzień. Idealny dzień na rower albo rzucanie do kosza! Felek i Olek usiedli przy swoich biurkach, zabrali się za odrabianie zadań tuż po poobiednim odpoczynku.
Pierwsza czytanka miała aż cztery strony, druga dwie. Olek szybko przebrnął przez jedną i drugą, zrobił zadania, a gdy wszystko miał już gotowe, Felek dopiero zbliżał się do końca pierwszego tekstu. Ach, jak Felkowi było trudno! Niektóre słowa były takie długi, podobnie jak zadań… Gdy kończył czytać zdanie, nie pamiętał już, co było na początku. I znowu musiał wracać do początku. I tak w kółko. Często w zadaniach pomagała mu mama, ale akurat dziś musiała zostać dłużej w pracy. Olek poprosił babcię o zgodę na wyjście na zewnątrz. Babcia oczywiście nie miała nic przeciwko temu i chwilę potem Felek mógł usłyszeć odgłosy odbijania piłki od betonu.
– Babcia, czy ja też mogę na pole iść? Skończę jak już będę tu potem… Proszę!
– Nie, Felku. Wiesz, że potem będziesz już zmęczony, a zadania same się nie odrobią. Robię akurat rosół na jutro, ale mam kilka minut, by usiąść i ci pomóc- odpowiedziała babcia.
Felek był bardzo, bardzo zły! Co z tego, że babcia mu pomoże? To wszystko jest niesprawiedliwe. Dlaczego Olek potrafi tak szybko czytać i pisać, kiedy to on- Felek- tak dużo ćwiczy? W domu, na dodatkowych zajęciach w szkole, z panią logopedą i panią pedagog? Co z tego, skoro i tak nigdy nie będzie tak dobry i szybki jak Olek? Felek był wściekły i rozczarowany! Miał ochotę rzucić nieszczęsnym podręcznikiem o ścianę! Chciał przecież jeszcze wyjść na pole i poćwiczyć bieganie. Przed jutrzejszym startem.
Nazajutrz Felek wstał w bardzo złym humorze. Wczoraj, gdy w końcu zdołał się uporać ze wszystkim zadaniami, nie było już czasu na wyjście na podwórko. Nie poćwiczył biegania, czuł się nieprzygotowany. W głowie kołatała mu się myśl, że może zrezygnuje… Czuł stres. Chciał wziąć udział w konkurencji, ale bał się, że znowu mu nie wyjdzie.
Po dwóch lekcjach całą klasą wyszli na szkolne boisko. Było przyjemne przedpołudnie, wiał lekki wiaterek, a słońce nieśmiało wyglądało zza pojedynczych chmur. Dzień sportu zaczął się od toru przeszkód, według planu biegi miały być pod koniec imprezy.
Felek siedział na trybunach razem ze swoim bratem i trzema kolegami. Tamci śmiali się, żartowali, komentowali osiągnięcia występujących już dzieci. Olek powoli szykował się do skoku w dal. Tylko Felek był jakiś niemrawy. Czuł się po prostu coraz bardziej zdenerwowany, lekko trzęsły mu się ręce, trochę bolał brzuch. Pani Małgosia, która siedziała kilka krzeseł dalej, chyba zauważyła, że Felek czuje się nieswojo i chcąc dodać mu otuchy, szeroko się uśmiechnęła i wystawiła rękę z kciukiem do góry. Felek poczuł się trochę lepiej.
Gdy przyszła kolej na jego konkurencję i Felek wraz z innymi uczestnikami stawał na starcie, nadal czuł, że jego nogi i ręce są jak z galarety. Czy w ogóle zdoła pobiec? Czy znowu nie wyjdzie na głupka? Potem usłyszał już tylko głośny gwizd i komendę „Start!”. Zaczął biec.
Kilkadziesiąt sekund później pod nogami zobaczył linię wyznaczającą metę biegu. Gdy biegł, nie oglądał się na innych, nie patrzył, co dzieje się wokół niego. Skupił się na swoich nogach i na tym kawałku ziemi przed sobą. Po dotarciu na metę przez kilka sekund tylko stał, próbując złapać oddech. Zaraz jednak podszedł do niego trener i tubalnym głosem rzekł:
– Gratulacje, masz bardzo szybkie nogi! Zapraszam cię na zajęcia lekkoatletyczne, w piątek popołudniu, coś czuję, że może być z ciebie świetny biegacz!
Felek nie był pewny, czy dobrze zrozumiał. Czy to znaczy, że dobiegł na metę jako pierwszy? Czy to znaczy, że wygrał?
Dopiero teraz rozejrzał się wokół siebie. Jego kolega Miłosz właśnie szedł w jego kierunku.
– Super, Felek! Ale ci poszło!
Tak, chyba rzeczywiście wygrał.
– Felku, wspaniale Ci poszło- powiedziała do niego pani, gdy siedząc już na trybunach i nadal próbując uwierzyć w to, co się wydarzyło, przebierał buty. – Widzisz, Felku, jak dużo potrafisz. Może nie potrafisz na razie dobrze czytać, ale za to jesteś bardzo dobry w bieganiu!
Felek uśmiechnął się.
-Piąteczka, Felek! – brat patrzył na niego z uznaniem.
Felek uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jakie to miłe uczucie- być w czymś dobrym!